piątek, 26 lutego 2010

DOR

Dzisiaj coś z zaskoczenia - mnie samą to zaskoczyło. Oto film bollywoodzki o tytule "DOR", przetłumaczonym na polski jako "Nić". Na filmwebie polecają, że dobry i warty obejrzenia. Poniżej trzy plakaty z pięciu znalezionych w necie wariantów.
Wrzucam tutaj szczyptę egzotyki poniekąd jako zapowiedź, ponieważ jutro znikam w przestworzach, by wylądować w klimacie cieplejszym i zaprawionym kulturą muzułmańską. Ciekawe jak będzie. O ile nie zostanę spieniężona albo wymieniona na wielbłądy, w połowie marca wrócę i blog kontynuować będę - gdyż DOR Ci u nas dostatek!

środa, 24 lutego 2010

oto trunek że... szacunek!

Skoro już mowa o rzeczach, do których trzeba dojrzeć, to na pewno koniak się do nich zalicza. Szczególnie zacny koniak, który liczy sobie kilkadziesiąt lat. Póki co, fanem tego trunku nie jestem, ale może jestem po prostu jeszcze za młoda... :-)

niedziela, 21 lutego 2010

sery cz. II

Wspominałam już o tym kiedyś, branża spożywcza obfituje w dalsze i bliższe nawiązania do mojego imienia. Oto kolejny przykład, dość zacny, bowiem sery pleśniowe nie w każdy gust trafiają. Dla mnie osobiście stoją gdzieś w pobliżu dobrego wina - i jak ono wymagają, by do ich smaku dojrzeć. Kiedyś lubiłam tylko te delikatne, np. typu brie produkcji polskiej, potem wybierałam najostrzejrze, o przery-sowanym smaku. Dziś te pierwsze mnie nudzą, drugie wydają się zbyt ordynarne, szukam więc smaku, który intruguje, ale nie wrzeszczy. Jaki jest DORBLU? Jadłam go tak dawno temu, że nie pamiętam. Lecz niech dziś będzie uczta dla oczu, o podniebieniu pomyślę jutro.

sobota, 20 lutego 2010

dorbud

Nie wiem, jak to skomentować. Ta skala mnie powala. Blok - tfu! apartamentowiec - rośnie na Żoliborzu, okolice Burakowskiej, wiosna 2009.

piątek, 19 lutego 2010

mikoko

Ha! takiego początku jeszcze nie było, że zamiast zagajać i nawijać rzucam... warzywami :-) Lecz z drugiej strony jest w tym jakaś oczywistość - tak piękny, czerwoniutki mówi sam za siebie, czyż nie?

Puszka firmy Matti jest dla tych, którzy uznają jedynie słowo pisane. Pełna dory w wersji pomi. Lub jak kto woli mikoko :-)

środa, 17 lutego 2010

Villa dla Dory?

Co my tu dziś mamy? No proszę, znowu coś dla wnętrz! Tym razem fotka świeża, zrobiona reklamie zamieszczonej na przedostatniej stronie lutowo-marcowego numeru Elle Decoration. Hmm, skoro w mojej branży tyle doronazw jest już zajętych, to jak nazwę swoją firmę??? macie jakieś propozycje?

poniedziałek, 15 lutego 2010

matador

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czego to nazwa. Zdjęcie zrobione kartonowi w Niemczech w 2009r.

sobota, 13 lutego 2010

fiku-miku

Dziś ponoć ostatnia sobota karnawału. To już? Jakoś się nie wyszalałam. Może więc wykorzystać pretekst i trochę poszaleć, np. z fryzurą? Pewnie, czemu by nie!!! I oto błyskawicznie na mojej głowie pojawiły się dwie kitki a'la uszka wiewiórki :-) Wybór nie całkiem przypadkowy, wybieram się dziś na imprezę w przebraniu wiewióra właśnie. Ciekawe, co potrafią wyczarować na głowie fryzjerzy stąd:


To Warszawa, dzielnica Żoliborz. Poniżej propozycja spod Zakopanego.

piątek, 12 lutego 2010

szprotka

Tak właśnie na mnie mówili znajomi, gdy byłam w ósmej klasie podstawówki. Komuś sie zrymowało Dorotka-Szprotka, niby nic, a jednak błyskawicznie zostało podchwycone przez resztę. Dla tamtych znajomych, nie widzianych w większości od lat, pewnie na zawsze pozostanę Szprotą. Więc żeby tradycji stało się zadość umieszczam tę oto fotę. Upolowane w Biedronce.

czwartek, 11 lutego 2010

odrobina luksusu

W zgodzie z tytułem wpisu popsikamy się dziś zacną perfiumą, reklamowaną przez równie zacną, jak również niebrzydką blondyneczkę, która, nawiasem mówiąc, pewnie już dawno przywykła do męskiej aDORacji! ;-) Blondyneczka wprawdzie na zdjęciu wyszła na niezłą solarę, ale to wina moja - zdjęcie robione jest monitorowi... Wybaczcie mi proszę moją abnegację w podchodzeniu do jakości fot. Robię je spontanicznie, czymkolwiek i czemukolwiek, byle szybko zarejetrować - bo po chwili takie drobiazgi jak DOR całkiem człowiekowi umykają. Ile to już razy miałam wrócić w jakieś miejsce po dorę, a nie wróciłam, zapomniałam gdzie, zapomniałam co, zapomniałam że... Więc, jak to się mówi, lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu!

wtorek, 9 lutego 2010

like a vergine :-)

A nawet extra vergine. Oliwa z pierwszego tłoczenia.

poniedziałek, 8 lutego 2010

pandora

Dziś Galeria Mokotow, sklep z biżuterią. Naiwasem mówiąc, to znów jest lekkie nawiązanie do pewnych faktów z mojego życia :-) Kto wie, ten wie, kto nie, niech sie domyśla, w każdym bądź razie dora jest i... błyszczy.

niedziela, 7 lutego 2010

na trunek

Ha, skoro przeprowadzka, to i jakaś parapetówa się kiedy nadarzy pewnie. A co jest przydatne do zabawy? Ano szklaneczki, na jakiś dobry trunek lub trunków mieszankę. Szklaneczki już wytypowałam w pobliskim Rossmanie (Warszawa, ul. Bora-Komorowskiego). Co sie tyczy reszty - myślę.

sobota, 6 lutego 2010

Stuttgart

Widzę, że na mój blog zajrzał ktoś ze Stuttgartu. Pozdrawiam zatem Stuttgart i potwiedzam: tam też jest DORa obecna!

PS. Bym zapomniała! Dziś są przecież imieniny Doroty! Życzę sobie i wszystkim innym Dorotom mnóstwa optymizmu. Zawsze i niezależnie od wszystkiego. Amen.

czwartek, 4 lutego 2010

szweckie wspominki

Ech, korci mnie, żeby wreszcie wrzucić tu jedną z najfajniejszych dorofot. Zdjęcie było już publikowane w sieci, więc niektórzy będą je znali, lecz patrzenie na nie niezmiennie sprawia mi mnóstwo radości. Zostało zrobione w lipcu zeszłego roku, pod koniec wspanialej rowerowej wyprawy po Szwecji. Jak napisałam, jest to już sama końcówka, wysiedliśmy w Gdyni z promu i w oczekiwaniu na pociąg do Wwy zwiedzaliśmy miasto. Idziemy, idziemy, a tu taki kwiatek! No po prostu piękne! Naprędce sklecony megatoczek to moja rowerowa kurtka, nawiasem mowiąc dzielnie służąca mi przez poprzednie 14 dni :-)

A tu mały prezent dla mojej kochanej siostry. Kajutan w Göteborgu, jakiś tydzień wcześniej.

dekorador

Ja tu o zimie, tymczasem ociepliło się aż sopole zaczynają się topić! Do tego zniknęłam na szmat czasu! - choć mam solidną i niebylejaką wymówkę: otóż wchłonęła mnie własna przeprowadzka. Tak jest, już nie pokój u rodziców, nie kącik u chłopca, lecz rzeczywiste M coś. Duża radość, choć na razie głównie dużo głupiej roboty.
Poczułam się nieco rozgrzeszona, wróćmy więc do tematu DOR. Albo lepiej: powiążmy pierwszy z drugim. Niedaleko mojego, powoli już przeszłego, lokum jest sklep DEKORADOR. Zdjęcie niestety z komórki, robione zeszłą zimą. To sobie wykrakałam :-)