czwartek, 11 lutego 2010

odrobina luksusu

W zgodzie z tytułem wpisu popsikamy się dziś zacną perfiumą, reklamowaną przez równie zacną, jak również niebrzydką blondyneczkę, która, nawiasem mówiąc, pewnie już dawno przywykła do męskiej aDORacji! ;-) Blondyneczka wprawdzie na zdjęciu wyszła na niezłą solarę, ale to wina moja - zdjęcie robione jest monitorowi... Wybaczcie mi proszę moją abnegację w podchodzeniu do jakości fot. Robię je spontanicznie, czymkolwiek i czemukolwiek, byle szybko zarejetrować - bo po chwili takie drobiazgi jak DOR całkiem człowiekowi umykają. Ile to już razy miałam wrócić w jakieś miejsce po dorę, a nie wróciłam, zapomniałam gdzie, zapomniałam co, zapomniałam że... Więc, jak to się mówi, lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu!

wtorek, 9 lutego 2010

like a vergine :-)

A nawet extra vergine. Oliwa z pierwszego tłoczenia.

poniedziałek, 8 lutego 2010

pandora

Dziś Galeria Mokotow, sklep z biżuterią. Naiwasem mówiąc, to znów jest lekkie nawiązanie do pewnych faktów z mojego życia :-) Kto wie, ten wie, kto nie, niech sie domyśla, w każdym bądź razie dora jest i... błyszczy.

niedziela, 7 lutego 2010

na trunek

Ha, skoro przeprowadzka, to i jakaś parapetówa się kiedy nadarzy pewnie. A co jest przydatne do zabawy? Ano szklaneczki, na jakiś dobry trunek lub trunków mieszankę. Szklaneczki już wytypowałam w pobliskim Rossmanie (Warszawa, ul. Bora-Komorowskiego). Co sie tyczy reszty - myślę.

sobota, 6 lutego 2010

Stuttgart

Widzę, że na mój blog zajrzał ktoś ze Stuttgartu. Pozdrawiam zatem Stuttgart i potwiedzam: tam też jest DORa obecna!

PS. Bym zapomniała! Dziś są przecież imieniny Doroty! Życzę sobie i wszystkim innym Dorotom mnóstwa optymizmu. Zawsze i niezależnie od wszystkiego. Amen.

czwartek, 4 lutego 2010

szweckie wspominki

Ech, korci mnie, żeby wreszcie wrzucić tu jedną z najfajniejszych dorofot. Zdjęcie było już publikowane w sieci, więc niektórzy będą je znali, lecz patrzenie na nie niezmiennie sprawia mi mnóstwo radości. Zostało zrobione w lipcu zeszłego roku, pod koniec wspanialej rowerowej wyprawy po Szwecji. Jak napisałam, jest to już sama końcówka, wysiedliśmy w Gdyni z promu i w oczekiwaniu na pociąg do Wwy zwiedzaliśmy miasto. Idziemy, idziemy, a tu taki kwiatek! No po prostu piękne! Naprędce sklecony megatoczek to moja rowerowa kurtka, nawiasem mowiąc dzielnie służąca mi przez poprzednie 14 dni :-)

A tu mały prezent dla mojej kochanej siostry. Kajutan w Göteborgu, jakiś tydzień wcześniej.

dekorador

Ja tu o zimie, tymczasem ociepliło się aż sopole zaczynają się topić! Do tego zniknęłam na szmat czasu! - choć mam solidną i niebylejaką wymówkę: otóż wchłonęła mnie własna przeprowadzka. Tak jest, już nie pokój u rodziców, nie kącik u chłopca, lecz rzeczywiste M coś. Duża radość, choć na razie głównie dużo głupiej roboty.
Poczułam się nieco rozgrzeszona, wróćmy więc do tematu DOR. Albo lepiej: powiążmy pierwszy z drugim. Niedaleko mojego, powoli już przeszłego, lokum jest sklep DEKORADOR. Zdjęcie niestety z komórki, robione zeszłą zimą. To sobie wykrakałam :-)