... czyli Wawel o jakiejś 6 nad ranem. Tarabanię się z walizką, bo lot za kilka godzin dopiero, coś robić trzeba, a tu taka niespodzianka! Przy okazji dziękuję wawelskiemu Panu Strażnikowi, że przymknął oko na mój bagaż, tak bardzo nie podręczny przecież. Stukaniem kółek obudziłam pewnie duchy wszystkich królów. Na szczęście nie mściły się potem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz